niedziela, 29 lipca 2012
Dzisiaj nie wstaję
Temperatura odczuwalna 25 stopni,wiatr 17 km/h w porywach do 40 km/h, zachmurzenie 90% nieba, opady 23 mm/12 h, ciśnienie 1009 hPa,wilgotność 76%, ciepło i mokro, biomet niekorzystny (prognoza wg http://www.twojapogoda.pl/polska/wielkopolskie/poznan)
niedziela, 22 lipca 2012
sobota, 31 marca 2012
Reaktywacja
To był dla nas bardzo trudny rok, ten 2011. Powracamy do zapomnianego bloga Zulki, bo to co dobre "wtedy" i "teraz", wiąże się właśnie z nią i o tym chcemy pisać, pamiętać.
Mieszkamy obecnie na podpoznańskiej wsi, wśród pól i łąk oraz miłych ludzi, blisko jeziora, dzikiej zwierzyny i ptactwa. Nie są to może dzikie Bieszczady, ale właśnie ten poziom wiejskości, na jakim żyjemy, nam opowiada.
A Zulusowi odpowiada najbardziej, bo:
-jest własny ogród (a przynajmniej przestrzeń, która kiedyś będzie ogrodem) czyli teren, który podlega jej bezpośredniemu nadzorowi, a kompostownik grzeje psi zadek podczas szybkich wypadów "siku" mroźną porą
- są pola kukurydzy, no inne pola też są, ale te kukurydziane są po prostu idealne, gdyż kolby kukurydziane to jedno z zulkowych odkryć - w pysku trzyma się wygodniej od patyka, można memlać, można podrzucać, siekać uzębieniem pustą kolbę, albo spacerować z nią, popychając truflą
- jest fauna rozmaita, w tym kokoty do gonienia, ptaszki (jakie o tym kiedy indziej) i zające do gonienia, sarny,bobry, dziki - są i basta, inne psy - do gonienia, obszczekiwania lub zabawy, a myszy i krety do łapania.
- muchy i inne latające - do zabawy i konsumpcji
- jezioro - potrzebne do szczęścia, bo woda, bo błotko, bo szuwary, a zimą lód i ślizgawka
- gospodarska lub dzika perfuma stała - do tarzania wszak chanel niejeden ma numer
I żeby nie było, że nasze Półdiable ma tu wieczne wakacje. Ona każdego dnia i nocy ciężko pracuje zapewniając nam bezpieczeństwo, odganiając złowrogie szambowozy, łapiąc myszy lepiej niż najwytrawniejszy w tym fachu ko(ko)t, grzejąc nasze stopy pod kołdrą (bo przecież taki wkład kominkowy całego domu jej zdaniem ciepłowniczo nie obsłuży). Są na to dowody - my cali, zdrowi i bezpieczni, a myszy na ten przykład... hm, może posłużę się zdjęciem wycinka ściany kuchennej, trofiejnego miejsca Zulki.
Ma się te osiągnięcia. :-) A tu podczas spaceru nad jeziorem jedna z pierwszych wiosennych kąpieli błotnych panny Zuli. P.S. Karp Gutek w grudniu 2010 został wpuszczony do przerębla w pobliskim jeziorze. Nie wiemy, jak się dlań ta wolność skończyła, ale mój J. jest przekonany, że Gutek żyje, ma się świetnie, a żadne wędki i inni drapieżnicy się go nie imają.
Stołówka dla ptaków, ta ze skrzynek po cytrusach przeprowadziła się razem z nami. Obecnie gości w swoich skromnych progach wróble, sikorki, szpaki, a nawet nieco ponadgabarytowe sójki.
c.d.n
Mieszkamy obecnie na podpoznańskiej wsi, wśród pól i łąk oraz miłych ludzi, blisko jeziora, dzikiej zwierzyny i ptactwa. Nie są to może dzikie Bieszczady, ale właśnie ten poziom wiejskości, na jakim żyjemy, nam opowiada.
A Zulusowi odpowiada najbardziej, bo:
-jest własny ogród (a przynajmniej przestrzeń, która kiedyś będzie ogrodem) czyli teren, który podlega jej bezpośredniemu nadzorowi, a kompostownik grzeje psi zadek podczas szybkich wypadów "siku" mroźną porą
- są pola kukurydzy, no inne pola też są, ale te kukurydziane są po prostu idealne, gdyż kolby kukurydziane to jedno z zulkowych odkryć - w pysku trzyma się wygodniej od patyka, można memlać, można podrzucać, siekać uzębieniem pustą kolbę, albo spacerować z nią, popychając truflą
- jest fauna rozmaita, w tym kokoty do gonienia, ptaszki (jakie o tym kiedy indziej) i zające do gonienia, sarny,bobry, dziki - są i basta, inne psy - do gonienia, obszczekiwania lub zabawy, a myszy i krety do łapania.
- muchy i inne latające - do zabawy i konsumpcji
- jezioro - potrzebne do szczęścia, bo woda, bo błotko, bo szuwary, a zimą lód i ślizgawka
- gospodarska lub dzika perfuma stała - do tarzania wszak chanel niejeden ma numer
I żeby nie było, że nasze Półdiable ma tu wieczne wakacje. Ona każdego dnia i nocy ciężko pracuje zapewniając nam bezpieczeństwo, odganiając złowrogie szambowozy, łapiąc myszy lepiej niż najwytrawniejszy w tym fachu ko(ko)t, grzejąc nasze stopy pod kołdrą (bo przecież taki wkład kominkowy całego domu jej zdaniem ciepłowniczo nie obsłuży). Są na to dowody - my cali, zdrowi i bezpieczni, a myszy na ten przykład... hm, może posłużę się zdjęciem wycinka ściany kuchennej, trofiejnego miejsca Zulki.
Ma się te osiągnięcia. :-) A tu podczas spaceru nad jeziorem jedna z pierwszych wiosennych kąpieli błotnych panny Zuli. P.S. Karp Gutek w grudniu 2010 został wpuszczony do przerębla w pobliskim jeziorze. Nie wiemy, jak się dlań ta wolność skończyła, ale mój J. jest przekonany, że Gutek żyje, ma się świetnie, a żadne wędki i inni drapieżnicy się go nie imają.
Stołówka dla ptaków, ta ze skrzynek po cytrusach przeprowadziła się razem z nami. Obecnie gości w swoich skromnych progach wróble, sikorki, szpaki, a nawet nieco ponadgabarytowe sójki.
c.d.n
wtorek, 27 marca 2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)