poniedziałek, 16 marca 2009

Moja pół-historia...


... jak to było... aaaa... przyjechali po mnie, po mnie! Pan Kazik - hodowca z poczuciem humoru - wniósł do kuchni całe wiadro russelkowej drobnicy. Jacki i parsony. Biało-brązowe i tricolory. Włos złamany i szorstki. Od wyboru do koloru.


Wesoła trzódka rozpierzchła się po kuchni i dalej gonić, łapać, podszczypywać. Jaśnie Pan robił stójkę, a potem walczył o gryzak ze mą i Jaggerem.







To była szalona zabawa, taka gryzakowa "trojka".
Nadszedł jednak czas pożegnania z rodzinnym gniazdem i odjazdu do Poznania, do mojego nowego domu.








Jacek wziął mnie na ręce,przytulił i zaniósł do samochodu. Ruszyliśmy w drogę...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz