poniedziałek, 13 grudnia 2010

Z miłości do karpia

Całkiem przypadkiem staliśmy się dziś posiadaczami karpia...
Mniemałam, że tatuś obdarował nas karpimi zwłokami, które powinniśmy jak najszybciej przetworzyć, co by zapas jadła był na nadchodzące święta.
Niestety... w pewnej chwili owe zwłoki zakutane w niebiodegradowalne worki zaczęły wydawać odgłosy paszczą i zostały zdekonspirowane, a następnie odratowane. Wylądowały w wannie, jak za dawnych czasów. Karpikowi nadaliśmy imię Gucio (Gutek) - na cześć wszystkich jego poprzedników z mego dzieciństwa. Ożyły wspomnienia.
Zulka momentalnie wyczuła w rybie bratnią duszę i zapałała uczuciem tyleż intensywnym, co szalonym.
Ogląda zwierza, obskakuje wannę, z boku, z tyłu, z boku, z tyłu i tak w kółko Macieju. Drapie łapką w kafle i popiskuje, gdy ryba znudzona oddala się. Moczy pyszczek, i próbuje robić "noski, noski", gdy Gucio podpływa.
Czatuje pod drzwiami pralni (obecna rybia rezydencja), gdy przymusowo kończymy jej wizytację u Gucia.
Istne szaleństwo. Gutek Mon Amur.
Nie wiem, jak zareaguje na wyprowadzkę karpia, któremu za dzień lub dwa zwrócimy wolność...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz